
Nazywaliśmy Go Mistrzem, niekiedy poufale Arturem, potocznie zaś i na co dzień Hutnikiem. Profesor Hutnikiewicz był wśród nas – kolejnych pokoleń studentów i pracowników toruńskiej polonistyki – od samych jej początków. Do Torunia, na Uniwersytet i do Collegium Maius przy Fosie Staromiejskiej 3, przybył (z kilkoma przystankami po drodze) ze Lwowa, gdzie się urodził przed wiekiem, 12 stycznia 1916 roku, w kamienicy przy ulicy Ormiańskiej, w czasie, gdy feniks wojny najpierw grzebał w swych popiołach Europę, a potem z pożogi odradzał się w rozlicznych kształtach przemienionego świata i Niepodległej Rzeczypospolitej.
Przyszły znawca i miłośnik Młodej Polski i Polski Odrodzonej dzieciństwo i młodość spędził w mieście Leopolda Staffa, Maryli Wolskiej i Jana Kasprowicza – poety i zarazem profesora Uniwersytetu Jana Kazimierza. Na tym samym Uniwersytecie studiował Hutnikiewicz polonistykę oraz filologię klasyczną i tu jako asystent wolontariusz rozpoczął pracę naukową. Z domu przy ul. Paulińskiej, gdzie spędził młodość, odbywał do szkół (m.in. VI Gimnazjum Klasycznego im. ks. Stanisława Staszica), a potem na Uniwersytet codzienną wędrówkę ulicą Łyczakowską, tą samą, gdzie w jednej z kamienic przyszedł na świat i gdzie mieszkał Zbigniew Herbert, późniejszy student UMK. Kochał to miasto – jak Żeromski Polskę – "sercem nienasyconym", spragnionym wszystkich jego piękności i mądrości, tajemnic i wtajemniczeń. Tu poznał swoich uniwersyteckich mistrzów: Juliusza Kleinera, Eugeniusza Kucharskiego i wielu innych, a w najbliższym kręgu domowym – Stefana Grabińskiego, pisarza fantastyki i grozy, któremu po latach poświęcił obszerną rozprawę i którego przywrócił do życia edycjami jego dzieł.
Taką to młodość – upływającą w kulcie patriotycznej ofiary Lwowskich Orląt, formowaną przez miłość do książek i zauroczenie iluzjonem, nową sztuką filmową – przerwała wojna i trzy kolejne okupacje, zakończone ostateczną utratą Lwowa i całych Kresów. I wtedy Profesor podjął najważniejszą i najtrudniejszą decyzję swojego życia – o opuszczeniu Miasta. Ruszył w drogę, która etapami doprowadziła go do Torunia, do pracy badawczej i nauczycielskiej, której oddał całe swoje życie oraz jego owoce: kilkanaście książek historycznoliterackich, kilkadziesiąt roczników studentów, którzy słuchali jego wykładów, uczestniczyli w seminariach, pisali magisteria i doktoraty. Wielu z nich, to znaczy: wielu z nas – całej tej gromady ludzi niegdyś młodych "od Artura" – ma w pamięci postać Pana Profesora, jego twarz, przenikliwy wzrok, charakterystyczny głos i lekko pochyloną sylwetkę. Patrzymy w przeszłość i widzimy, jak Mistrz właśnie wyszedł ze swego gabinetu i wolnym, lecz sprężystym krokiem przemierza korytarz Maiusa i wchodzi do sali wykładowej. Za chwilę rozpocznie się wykład.
Bogdan Burdziej