Kontakt Fosa Staromiejska 3, 87-100 Toruń
tel.: +48 56 611 3510
e-mail: Dziekanat_Human@umk.pl
obrazek nr 1 obrazek nr 2 obrazek nr 3

„Szczur, który jeździł koleją”

Iga Makowska, Daria Parchem, Mateusz Potaczek, Robert Szkopiński

 

– To, co zawsze? – zapytał barman, dokładnie polerując szklanki. 

Mężczyzna siedzący przy barze kiwnął potwierdzająco głową i rozejrzał się wokół. Atmosfera w lokalu jest raczej kameralna. Przychodzą tu zawsze ci sami ludzie, próbując zapomnieć o kłopotach albo spotkać się ze znajomymi. W powietrzu roznosi się zapach kiełbasy z cebulą. Spokój, po to właśnie przychodzą tu samotni, starsi ludzie. Swojska atmosfera daje im trochę radości i oderwania od życia w zamknięciu czterech ścian. Nagle zabrzmiał dzwonek przy drzwiach. Weszło dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich jest ubrany w płaszcz wykonany z czystego kaszmiru, buty z jagnięcej skóry oraz czystą białą koszulę. Drugi chłopak, raczej wątły, ubrany jest skromnie, ale schludnie. Obaj już na pierwszy rzut oka nie wyglądają na robotników, dlatego zwrócili uwagę. Po skórzanych teczkach na plecach można było wywnioskować, że to uczniowie.

– Gdzie myśmy trafili? Kto ci polecił to miejsce? – jeden z nich rzucił pytanie. 

– Tu jest najtańsze piwo na całym rynku. Nie narzekaj, po prostu wejdź – odpowiedział mu drugi i pociągnął za ramię. Po chwili siedzieli przy barze. 

Przez moment stali bywalcy przyglądali im się z zaciekawieniem, ale wszystko szybko wróciło do leniwej normy. Rozmowy znowu nabrały przyjemnego tonu. 

– Spójrz tam – kiwnął porozumiewawczo młodzieniec w swoje lewo. – To Adolf?

– Jaki Adolf? – zapytał szeptem zdezorientowany kolega.

– Schuman, ten detektyw. No nie mów, że go nie znasz. To ten, co rok temu po pijaku zasnął i podpalił mieszkanie. Mamy teraz zajęcia z jego byłą żoną. To Aniela od rysunku. 

– To on? Boże, wygląda tragicznie… Nie dziwię się, że go żona zostawiła.

– Zostawiła go, bo pił i prawie ich zabił przez ten pożar.

Wspomniany detektyw podniósł na moment swój wzrok, gdy usłyszał strzępki rozmowy chłopaków na temat swojej byłej żony. Pierwszy raz od długiego czasu poczuł, że coś w nim żyje. Ale czy na pewno chodziło o jego Anielę? Może tylko mu się przesłyszało, w końcu to nie pierwszy raz, gdy przychodzą do jego głowy myśli o żonie w pijackim stanie. Adolf naturalnie zaczął obserwować dwóch młodych mężczyzn, choć jednocześnie starał się nie zwracać na siebie ich uwagi. Barman kręcił się między stołami i zbierał puste już kufle. 

– Myślałeś już nad strategią do konkursu? – zapytał jeden z chłopaków. – Mam nadzieję, że uda mi się dostać tę robotę, bo nigdzie nie chcą mnie przyjąć z tą pieprzoną astmą. A jaki ze mnie facet, jak nie mogę nawet zadbać o rodzinę? Mama już ciągnie dwie posady i wiesz jak jest… – ciągnął dalej zdesperowany. Na jego twarzy malowało się zmęczenie.

– I myślisz, że w kolei byś się zaczepił? To raczej średnia robota. Słyszałem, że mają tam niezłe bagno, nawet w biurach. Mój brat wytrzymał dwa miesiące i wrócił do apteki ojca.

Z rozmowy wynikało, że konkurs zdawał się być kluczowy dla przyszłości jednego z nich. Temat zaciekawił Adolfa, który zaczął analizować detale rozmowy, zaciekawiony tym, czy ich treść rozmowy chłopaków może być powiązana z jego własną sytuacją życiową. Gdy koledzy postanowili opuścić lokal, Adolf dopił swoje piwo i nieco chwiejnie ruszył za nimi. Na zewnątrz powitała ich ciemność listopadowego wieczoru. Chłód otulił ciało detektywa, który próbował szczelnie zakryć się płaszczem. Zima zaskoczyła Torunian w tym roku. Śnieg pojawił się wcześniej, wskutek czego śledzenie chłopców i pozostawanie  zauważonym było trudne, ponieważ skrzypiący pod butami puch informował o każdym kroku. Koledzy byli jednak zaaferowani rozmową o wspomnianym w barze konkursie. Główną nagrodą jest posada w prężnie rozwijającej się fabryce, która produkuje wyposażenie do pociągów. Dla wielu ta praca jest mostem do lepszego życia, dlatego konkurs cieszył się dużym zainteresowaniem, co utrudniało zdobycie podium. Doszli do skrzyżowania z Fosą Staromiejską, tuż obok więzienia, w którym pracował detektyw. Mężczyzna schował się za rogiem i bacznie obserwował swój cel. Tak, jak podejrzewał, młodzieńcy weszli do nowo wybudowanego budynku Szkoły Przemysłowej. Chłopacy z pewnością uczęszczają na zajęcia do jego byłej żony. Od tego momentu postanowił obserwować konkurs, dzięki któremu może uda mu się odnowić kontakt z kobietą, która przez ostatnie lata skutecznie starała się go unikać. 

 

***

Młoda kobieta, ubrana w długą granatową spódnicę oraz kremową bluzkę z ozdobnymi koronkami przy kołnierzu i mankietach, zwinnym krokiem przemierzała korytarz, kierując się w stronę schodów. 

– Dzień dobry, pani profesor Schuman! – krzyknęło energicznie dwóch młodych mężczyzn przyjaznym tonem, kłaniając się przy tym. 

– Dzień dobry, panowie – odpowiedziała z zalotnym uśmiechem kobieta, nie zatrzymując się ani na krok.  

Weszła do łazienki, po czym zamknęła drzwi na klucz. Postawiła swoją teczkę na podłodze i oparła się na umywalce, spoglądając w lustro. W odbiciu widzi zmęczoną twarz, na której zaczynają powoli być widoczne upływające lata. Jest zdruzgotana pojawiającymi się siwymi włosami, zmarszczkami w kącikach oczu i ust oraz podkrążonymi ze zmęczenia oczami. Sięgnęła do torby po pomadę do maskowania srebrnych włosów oraz po swój znak rozpoznawczy – czerwoną szminkę. Poprawiła wygląd, dokładnie maskując nawet najmniejsze mankamenty. W nieco lepszym nastroju pospieszyła na zajęcia z rysunkuktóre prowadzi. Przed salą spotkała grono młodych mężczyzn, ponieważ na kierunku typowo technicznym nie znalazła dla siebie miejsca żadna młoda dama. 

– Zapraszam panów – powiedziała, zachęcając gestem do wejścia.

– Nie, nie. Panie przodem, pani profesor – odpowiedział młodzieniec, który wcześniej był ze swoim kolegą w barze.

– Widzę, że humor cię nie opuszcza, Piotrze – powiedziała nauczycielka, cierpliwie czekając, aż uczniowie wejdą do sali.

            Po zajęciu miejsc zleciła dopracowanie rysunków technicznych z poprzednich zajęć, a sama zajęła miejsce przy oknie, przez które spoglądała co jakiś czas. W głowie kłębiły się jej myśli o tym, jak bardzo jest niezadowolona ze swojego życia. Wszystko przez pożar, który miał miejsce rok temu. W kilka chwil cały jej majątek spłonął przez męża, który lubił topić smutki w alkoholu. Nie miała innego wyjścia, jak przenieść się do pokoi pracowniczych udostępnionych przez dyrektora Szkoły Przemysłowej. Codzienna samotność jest dla niej nie do zniesienia. Siedzi zamknięta w swojej klitce i nie ma po pracy do kogo się odezwać. Trudno jej zawrzeć nowe znajomości, ponieważ każdy kojarzy ją z byłym mężem, który nie ma zbyt dobrej opinii. Jest to dla niej uwłaczające doświadczenie, ponieważ z kobiety, która miała wszystko, trafiła na języki ludzi i musi ponownie walczyć o szacunek i autorytet. Najchętniej wyjechałaby z Torunia i rozpoczęła życie na nowo. Gdzieś indziej. Tylko skąd wziąć na to pieniądze?

– Przepraszam bardzo, czy mogłaby pani profesor rzucić na to okiem? – zapytał Piotr.

– Już podchodzę – odpowiedziała, odrywając się od swoich szarych myśli.

Przemierzając salę, zatrzymała na sobie kilka spojrzeń. Aniela była atrakcyjną kobietą, na której temat krążyło wiele plotek, ciężko było nie zwracać uwagi na tak charakterystyczną personę. Nawet gdyby pragnęła być niezauważona, nie udałoby jej się to. Podeszła do ławki i oparła się z gracją na jednej ręce, zbliżając się delikatnie do chłopaka. 

– Widzę, gdzie leży problem w twoich pracach. Zostań proszę po zajęciach, postaram się wyjaśnić to jeszcze raz – powiedziała po dłuższym sprawdzeniu rysunku. 

Wróciła na katedrę i dalej prowadziła lekcję. Jej lekcje cieszą się dużym zainteresowaniem, ponieważ większość obecnych nie może oderwać od niej wzroku, a dodatkowo Aniela Schuman słynie z rysunkowej precyzji i jej rekomendacje mają duże znaczenie na rynku pracy. 

– Na koniec przypominam również o ostatecznym terminie oddania prac konkursowych. Do dwunastego listopada mają państwo czas. Należy przygotować, jak wcześniej mówiłam, własny plan nowych tras, gdzie położyliby państwo tory kolejowe. Dodać trzeba uzasadnienie. Należy również sporządzić przykładowy rozkład trasy na mapie. Dziękuję, to wszystko na dziś. 

 

***

Kiedy zajęcia już się skończyły, Aniela i Piotr zostali sami w sali.

– Dobrze, że jesteś, kochanie. Przez cały dzień myślałam tylko o tym, kiedy będę mogła cię znowu zobaczyć. 

– Też się cieszę, że cię widzę. – Piotr delikatnie przejechał ręką po policzku Anieli i przyciągnął ją do siebie, jednocześnie opierając ich dwoje o stare drewniane biurko.

– Obiecuję ci, że wygrasz ten konkurs. Już ja to załatwię.

W głowie Anieli natychmiast zrodził się plan spotkania z prezesem fabryki, z którym kiedyś miała romans i który z pewnością zrobiłby dla niej wszystko, kiedy o coś poprosi.

– Ale w jaki sposób? Przecież będzie komisja konkursowa z innej szkoły… – dopytywał zaciekawiony Piotr.

– Nie martw się, kochany. Nie możesz za dużo wiedzieć, bo nie pozwoli ci to skupić się na pracy. Mogę ci z nią pomóc, jeśli chcesz, ale pamiętaj, że wszystko ma swoją cenę – powiedziała Aniela zalotnie, puszczając oczko do Piotra i dając mu całusa w policzek.

Chłopak był zachwycony i nie myślał już o swoim przyjacielu Michale, któremu bardzo zależało na wygranej, ponieważ pochodził z dużo biedniejszej rodziny, a z powodów zdrowotnych nie mógł podjąć się pracy fizycznej. Przez swój egoizm i chęć kontynuowania romansu z nauczycielką zupełnie zapomniał o koledze.  

– Oddaję siebie w twoje złote rączki – Piotr uśmiechnął się do Anieli i delikatnie ucałował jej dłoń.

Kochankowie nie byli świadomi tego, że całą scenę, od początku do końca, obserwował zza czerwonej cegły Michał, czekający na przyjaciela w korytarzu.

– To niewiarygodne, niemożliwe! – mówił sam do siebie. – Nie wierzę, że Piotr jest do tego zdolny. To mój przyjaciel od dzieciństwa. A pani Aniela? Dlaczego akurat on? No tak, pewnie chodzi o sprawę konkursu, który pani Aniela organizuje. Nie wierzę, po prostu nie wierzę. To nie może tak zostać. Muszę coś z tym zrobić! Muszę o tym komuś powiedzieć. – W głowie Michała kłębiło się tysiąc myśli na minutę i nie wiedział, co ma teraz zrobić. Nie czekając już na kolegę, oddalił się od sali w głąb szkoły.

 

***

Przed następnymi zajęciami Michał zaczepił Piotra przed salą wykonaną z burgundowej cegły.

– Piotrze wiesz, że jesteś moim najlepszym kumplem i znamy się od dzieciństwa jak nikt inny, więc muszę ci coś powiedzieć – zaczął niepewnie.

– No co tam? Mów śmiało, wiesz przecież, że nie mamy przed sobą tajemnic – odpowiedział chłopak.

– Czekałem na ciebie, jak skończyliśmy zajęcia z Anielą, bo myślałem, że idziemy razem na obiad i wszystko słyszałem. I… naprawdę, Piotrze? Z Anielą? Co ty w niej widzisz? Przecież to jest nasza nauczycielka. Masz z nią romans dla konkursu? Aż tak zależy ci na wygranej? Przecież rozmawialiśmy o tym konkursie… – mówił zdezorientowany. 

– Po pierwsze, kolego, to bardzo nieładnie, że nas podsłuchiwałeś. Tak się nie robi. Po drugie chyba słyszałeś, że miałem zostać po lekcji, bo Aniela o to prosiła, więc równie dobrze mogłeś sobie już pójść… A po trzecie to – tak, podoba mi się z nią romans i zależy mi na wygranej, ponieważ jest to dobrze płatna praca i mógłbym mieć w końcu własne pieniądze i oszczędności na wspólną przyszłość z nią.

Michał zrobił zdziwioną minę. 

– Piotrze, jaka wspólna przyszłość? Przecież ona jest od nas o co najmniej trzydzieści lat starsza. Co ludzie powiedzą, jak się o tym dowiedzą? To zniszczy reputację jej i tobie. Ją mogą wyrzucić ze szkoły, a z tobą nikt nie będzie chciał się trzymać. Poza tym mogą cię dotknąć dużo gorsze konsekwencje… Wiesz sam, że ja zasługuję na wygraną w tym konkursie, bo zawsze pomagałem ci przed tymi zajęciami i poprawiałem twoje rysunki. Ta praca by mi się naprawdę przydała. Pamiętasz, co mówiłem o mojej sytuacji finansowej, kiedy byliśmy w barze? – ciągnął dalej zdesperowany Michał, nie widząc w oczach kolegi ni krzty zrozumienia.

– No to jak tak zależy ci na wygranej, to staraj się, staraj, może docenią twoją pracę i faktycznie wygrasz, ha, ha… – zaśmiał się kpiąco Piotr.

– Wiesz co, ja tak tego nie zostawię! Dyrektor dowie się o waszym romansie i to będzie twój i jej koniec. To nieuczciwe, co robicie. Dyrektor wyznaczy nowego organizatora konkursu i wtedy wszyscy będą mieli równe szanse na wygraną. A co do ciebie, to serio myślałem, że jesteś moim prawdziwym kumplem – słowa Michała wybrzmiały tak stanowczo i głośno, że inni uczniowie, czekający na zajęcia na korytarzu, zaczęli się za nimi oglądać.

– A rób sobie, co chcesz, ale na dużo nie licz, bo Aniela ze wszystkimi ma układy – odpowiedział pogardliwie Piotr, żeby nie dać po sobie poznać, że faktycznie zaniepokoiły go plany Michała.

– A żebyś wiedział, że tak zrobię! Na razie! – krzyknął chłopak, po czym spojrzał przenikliwym wzrokiem na Piotra i pobiegł szybko w dół schodów prowadzących na dziedziniec szkoły, zostawiając przyjaciela samego.

 

Słońce wskazywało już późne popołudnie, nieliczni uczniowie w tym czasie snuli się po korytarzach. Piotr zauważył Anielę podążającą do wyjścia z budynku i szybko do niej podbiegł. 

– Pani Schuman, proszę zaczekać! – wołał zdyszany chłopak do nauczycielki.

– Piotrze, co się stało? – zapytała Aniela z przerażeniem w głosie.

– Musimy pogadać i to teraz – szepnął nerwowo chłopak, gdy w końcu ją dogonił. Szybkim ruchem złapał Anielę za ramię i wciągnął ją do najbliższej sali, która była jeszcze otwarta.

– Ale o co chodzi? – zapytała.                                              

Kiedy kochankowie znaleźli się już w środku, Piotr zamknął ją na klucz, żeby nikt nie mógł im przeszkadzać. 

– Rozumiesz, że Michał chce ujawnić naszą miłość!? Podsłuchał dzisiaj po lekcji całą naszą rozmowę pod pretekstem, że niby na mnie czekał, a ja się na nic z nim nie umawiałem… Cholera! – skłamał Piotr.

– No to fajnego masz kolegę… – powiedziała Aniela, nerwowo wyjmując paczkę papierosów z torebki i podchodząc do okna.

– I co my teraz zrobimy? Wiesz, jak bardzo zależy mi na tym konkursie i na wygranej oraz na naszym wspólnym dalszym życiu. – Wściekły chłopak zaczął chodzić po sali buzując emocjami tak bardzo, że miał ochotę coś zniszczyć, żeby sobie ulżyć w złości.

– Spokojnie, wygraną masz w kieszeni tak czy siak. Nie pozwolę, żeby jakiś uczeń dyktował warunki mojego konkursu. Jego niedoczekanie. – Aniela nerwowo paliła papierosa, już rozmyślając nad rozwiązaniem tej sytuacji. 

– I co teraz? Co my mamy z nim zrobić? Wiem, że Michał jest do tego zdolny i może donieść na nas do dyrektora.

– Musimy go jakoś uciszyć. Tak, żeby raz na zawsze umilkł i nasza sytuacja nigdy się nie wydała.

– Masz jakiś pomysł? – zapytał sfrustrowany Piotr.

– Nie wiem, nie wiem, co możemy zrobić… Wiesz o nim coś więcej? Michał jest na coś chory bądź uczulony? – Aniela również zaczęła nerwowo chodzić po sali, łapiąc się za głowę.

– Wiem tylko, że ma astmę od dzieciństwa i bierze coś na to – odparł chłopak. Była to pierwsza lepsza myśl, która przyszła mu do głowy.   

– To skutecznie go uciszmy dzięki tej astmie – odrzekła Aniela po chwili i puściła oko do Piotra, gasząc przy tym papierosa o parapet.

– Ale w jakim sposób chcesz to zrobić? 

– Szybko i skutecznie, mój drogi. U mnie w pokoju pracowniczym od dłuższego czasu panoszyły się szczury, brrr ohydztwo… i zostało mi jeszcze trochę trutki. Po prostu dosypiemy mu ją do tych leków, to wywoła u niego wysoką gorączkę i w konsekwencji doprowadzi do śmierci. Zrobisz to jutro podczas jednej z przerw między lekcjami, kiedy Michał się gdzieś oddali od swojego plecaka, w którym zapewne trzyma leki – odpowiedziała zadowolona z siebie kobieta i uśmiechnęła się zalotnie do kochanka.

– Jezu, jak ty to szybko wymyśliłaś? Szczerze, to trochę się boję… – odparł chłopak oszołomiony tym pomysłem. Jednak po zastanowieniu się dodał: – Dla ciebie i naszego wspólnego życia zrobię ABSOLUTNIE wszystko! – zadeklarował i pocałował Anielę w rękę, kłaniając się przed nią, po czym ostrożnie wyszedł z sali.

Następnego dnia Piotrowi od samego rana cały czas drżały ręce z powodu przestępstwa, jakiego miał dokonać. Był jednak silnie zmotywowany wizją wspólnej przyszłości z Anielą oraz tym, że obiecała mu wygraną w konkursie.

– Cześć, Michał! – zawołał do kolegi, gdy zauważył go na korytarzu, czekającego na lekcję z Anielą.

– Cześć – odpowiedział posępnie Michał.

– Słuchaj, przepraszam za wczoraj, nie powinienem się tak zachowywać. Strasznie mi głupio. No wybacz… – powiedział Piotr, jednak to wszystko, co w jego głosie brzmiało tak słodko, w rzeczywistości było gorzką nieprawdą, najgorszym kłamstwem, jakie przyjaciel mógł powiedzieć przyjacielowi.

– No dobrze, wybaczam, nie chcę się kłócić, szkoda na to czasu. – Michał wyciągnął rękę do Piotra w geście zgody.

– Panowie, zapraszam do sali. Tutaj jest klucz, ja zaraz przyjdę. Proszę na mnie chwilę zaczekać – głos Anieli wyrwał chłopaków z pogawędki.

– Oczywiście, pani profesor – odpowiedział Piotr z uśmiechem.

Chłopak, sięgając po klucz, poczuł, że nauczycielka podaje mu do ręki także małe foliowe zawiniątko z czymś miękkim i sypkim.

– Piotrze, weźmiesz mój plecak i wejdziesz do sali? Ja pójdę tylko do łazienki. – Michał nie czekając na odpowiedź kolegi, bez namysł wepchnął mu w ręce plecak i zniknął  z pola widzenia. 

– Jasne – zdołał odpowiedzieć Piotr, kiedy przyjaciela już nie było, a inni uczniowie zdążyli wejść do sali. „Teraz masz odpowiedni moment”, powiedział w myślach do siebie Piotr i bez zastanowienia wyjął z plecaka Michała inhalator, po czym wsypał do niego proszek.

Gdy wszyscy uczniowie wraz z nauczycielką znajdowali się już w środku, Piotr podszedł do Anieli, by oddać klucz i proszek.

– Proszę, pani profesor – chłopak przekazał dwie rzeczy, ściskając dłoń kobiety, co miało oznaczać wykonanie zadania.

– Dziękuję bardzo. A teraz zaczynamy zajęcia. – Nauczycielka, jak gdyby nigdy nic przeszła do zwykłych działań, nie dając po sobie poznać, że wydarzy się coś strasznego.

Zajęcia przebiegały spokojnie, jednak w pewnym momencie Michał poczuł się nie najlepiej. 

– Pani profesor, czy mogę wyjść do toalety? – zapytał chłopak, był rozpalony.

– Ależ oczywiście, proszę bardzo.

Michał natychmiast wybiegł z sali.

– Cholera, co oni dają teraz do tych proszków? – pytał chłopak sam siebie, biegnąc do łazienki.

Kiedy tylko tam dotarł, spojrzał na swoje odbicie w lustrze i dostrzegł całą poczerwieniałą i siniejącą twarz, jakby bił się z jakimś bokserem.

– Cholera, co jee… – Michał nie zdążył dokończyć zdania. Upadł tak nieszczęśliwie, że rozbił sobie głowę o zimne kafle podłogi.                                 

Chłopaka po pewnym czasie znalazła pani sprzątająca i natychmiast wezwała pomoc. Wokół służb ratunkowych przybyłych na miejsce zgromadził się tłum gapiów. Uczniowie i pracownicy szkoły patrzyli, jak zakrywają ciało Michała workiem.

– Ten chłopak był dziś ze mną umówiony. Jak twierdził, chciał mi powiedzieć coś ważnego. Nie mogę tak tego zostawić, muszę się dowiedzieć, co się stało. Te sińce na twarzy i wybroczyny na ciele nie mogły powstać tylko od upadku. Trzeba zawiadomić detektywa i policję – powiedział dyrektor szkoły do sekretarki.

 

***

Stare spróchniałe drzwi Szkoły Przemysłowej tak trzeszczały przy otwieraniu, że słychać je było prawdopodobnie nawet w Bydgoszczy. Detektyw zapytał portierkę, gdzie może znaleźć Anielę Schuman. Kobieta od niechcenia, nawet nie patrząc na detektywa, wskazała palcem górne piętro. Wdrapawszy się tam, Adolf zapukał do sali lekcyjnej.

– Proszę! – z sali dobiegł doskonale znany detektywowi damski głos. 

Mężczyzna wszedł do sali, a gdy Aniela go zobaczyła, omal nie spadła z krzesła.

– Co ty tu robisz, pijaku? To nie miejsce dla takich obdartusów i pijaczyn jak ty! – wykrzyknęła wyraźnie zdenerwowana nauczycielka.

– Słyszałem, że jakiś konkurs organizujecie. Gdzie są zapisy? Przydałaby mi się jakaś stabilna fucha z porządnym zarobkiem.

– Nie kompromituj się, Schuman, po coś tu przylazł? Przeszkadzasz mi w pracy. Jeśli tak bardzo interesuje cię konkurs, to idź do fabryki, ale tam też odprawią cię z kwitkiem, bo to konkurs dla uczniów – zaakcentowała ostatnie słowo.

– Ja nadal czuję się bardzo młody. No i nie mów do mnie tym tonem, przecież jeszcze niedawno łączyło nas prawdziwie ogniste uczucie…

– Alkohol już do końca wyżarł ci szare komórki. Ogniście to ty zrujnowałeś mi życie, przypomnij mi, kto się schlał i spalił cały nasz dobytek? No kto!?

Zdenerwowany detektyw oparł się o blat biurka, a jego uwagę zwróciły drobinki śnieżnobiałego proszku, przypominającego ten przeciwko gryzoniom. „Mają tu szczury albo ta kobieta zaczęła ćpać, obie opcje są prawdopodobne” – zadumał się detektyw.

– Powiem ci coś Adolfie, żebyś więcej nie musiał się tu fatygować. Nic już do ciebie nie czuję, powoli układam sobie życie na nowo. Mam wielkie plany, pracuję nad nowymi projektami, pojawił się w moim życiu nowy mężczyzna, jest coraz lepiej. Gdy patrzę na ciebie to czuję jedynie obrzydzenie, więc zjeżdżaj stąd i nigdy nie wracaj!

– Co tak ostro? No i jaki mężczyzna?

– Spierdalaj, Schuman! 

Detektyw szybkim krokiem wyszedł sali, a następnie ze szkoły. Kiedy przechodził przez bramę, zatrzymał się przed nekrologiem młodego chłopaka, Michała. „Coraz młodziej ci ludzie umierają eh, trzeba opić ich zdrowie w barze” – pomyślał i wyruszył w jego stronę.

 

Siedzący przy ladzie Żyd przechylał kolejne kieliszki. Nie odzywał się do nikogo, bo po sprzeczce z byłą żoną nie miał na to ochoty. Wtem przysiadł się do niego znajomo wyglądający mężczyzna.

– Poproszę dwa stouty, dla mnie i dla kolegi – zawołał do barmana nieznajomy.

– A ty jako kto? – zapytał zdziwiony Żyd.

– No jak to – kto? Szymek, razem w policji robiliśmy.

– Ty widzę, że nadal tam grzęźniesz? Ja na szczęście odpuściłem sobie to skorumpowane środowisko – powiedział detektyw z typowym dla siebie wywyższeniem.

– Wolę to, aniżeli piromanię…

– Uznam, że tego nie słyszałem – odparł obniżonym głosem Adolf.

– Dość tych docinek, twoje zdrowie Schuman! – zawołał policjant. – Wiesz, dobrze, że cię tu spotkałem, ostatnio trochę rozmyślałem o swojej karierze.

– I co ciekawego wymyśliłeś?

– Pamiętasz tę całą aferę kolejową? Tę z Bartkowskim, co miał ruskim wywozić części z Polski, a oni mu w zamian jakąś tam broń dostarczali po taniości? Dawne dzieje, ciebie wtedy wyznaczyli do tej sprawy i ty tam bardziej przeszkadzałeś, aniżeli coś wywęszyłeś.

– Burmistrz kazał wstrzymać śledztwo, to była grubsza sprawa.

– Gówno prawda, po prostu się do tego nie nadawałeś. Ciągle tylko chlałeś i rozstawiałeś ludzi po kątach. Myślę, że ja bym zamknął tę sprawę, to mnie powinni do niej przydzielić, a nie ciebie, to przez ciebie nadal jestem krawężnikiem, zwykłym śmieciem. Ty nawet żoną zająć się nie umiałeś, a co dopiero taką sprawą.

– Tego już za wiele, gnoju! – krzyknął Adolf i rzucił się na Szymona. 

Rozpoczęła się bójka. Ludzie próbowali ich rozdzielić, ale dopiero gdy barman walnął sękatym kijem w blat, mężczyźni się niechętnie uspokoili.

– Jeden pies – Żyd czy Niemiec, ci ludzie to same problemy – powiedział pod nosem barman.

 

***

Fabryki nie można było nie zauważyć, budynek był ogromny, a z wielkich kominów ulatniał się dym czarny jak ropa. Detektyw udał się prosto do gabinetu prezesa Bartkowskiego.

– Witam szanownego pana prezesa, mam do pana kilka pytań dotyczących konkursu.

– Jestem w tej chwili zajęty, niech pan pójdzie do mojej sekretarki, umówi spotkanie i wtedy będziemy mogli porozmawiać – powiedział Bartkowski, wpatrzony w gazetę.

– Zajmę dosłownie kilka chwil – Adolf nie dawał za wygraną.

– No pytaj pan – zgodził się prezes. Uniósł wzrok ponad lekturę i nagle coś sobie przypomniał. – Ty jesteś tym detektywem, który tak bardzo przeszkadzał mi w moich legalnych interesach! Jednak nie, nie znajdę dla pana nawet chwili!

– Chcę się dowiedzieć więcej na temat konkursu, nie może mnie pan tak wyrzucić!

– Owszem mogę, zresztą to konkurs dla śmietanki naszej zdolnej toruńskiej młodzieży, a nie dla obszczanych śmierdzących alkoholików zabawiających się ogniem. Ochrona!

– Ale… – zaskoczony detektyw nie zdążył powiedzieć ani słowa więcej.

Poczuł silny ucisk na ramieniu – mężczyzna o potężnej budowie chwycił go i pchnął w kierunku schodów. Detektyw sturlał się po nich, uderzając ciężko ciałem, trafił w końcu głową w jeden ze schodków i stracił na chwilę przytomność. Ocknął się, leżąc obok wielkiego szczura, który zajadał biały proszek, całkiem przypominający ten, który zauważył na blacie w sali lekcyjnej. „Bardzo interesujące” – pomyślał, po czym wyjął z pazuchy puste opakowanie po papierosach i delikatnie wsunął do niego trochę proszku. Wstał, otrzepał ubranie i ruszył w stronę miasta.

 

W listopadowy wieczór do baru postanowił zajrzeć Piotr. Kupił piwo i usiadł samotnie w rogu knajpy. Młodzieńca zauważył Schuman i dosiadł się do niego. 

– Znamy się? – zapytał zmieszany chłopak.

– Nie musimy – szybko odpowiedział detektyw.

– Więc czego chcesz?

– Jakiś czas temu byłeś tu z kolegą i usłyszałem, jak rozmawialiście o mojej byłej małżonce. Jeśli dobrze przeczytałem nekrolog, to ten twój kolega ostatnio wyciągnął kopyta, dlatego przychodzę do tego żywego kolegi, zapytać, czemu o niej rozmawialiście. Proste?

– Dlaczego nas podsłuchiwałeś? 

– Nie jest to duży lokal, nietrudno było usłyszeć. 

– Rozmawialiśmy o konkursie, a tak się składa, że twoja była małżonka pomaga przy jego organizacji, no i pomaga nam się do niego przygotować.

– Już raczej nie wam, tylko tobie. Jak zmarł twój kolega? Niech zgadnę: wielką bohaterską śmiercią?

– Miał astmę, zażył lek i po nim.

– Nie wyglądasz na szczególnie przejętego.

– Miło było, ale muszę spadać. Mam jeszcze dużo do zrobienia. Do widzenia, panie Schuman – powiedział Piotr, jednocześnie sposobiąc się do wyjścia.

– Mhm… – mruknął podejrzliwie detektyw.

 

Już około ósmej rano Schuman był pod budynkiem Szkoły Przemysłowej. Wbiegł do środka, ominął portiernię i szybko skierował się do sali lekcyjnej. Pod drzwiami zatrzymał się gwałtownie, bo usłyszał głosy, to Aniela rozmawiała z Bartkowskim.

– Dziękuję panie prezesie, to naprawdę dobry chłopak, zasługuje na wygraną.

– Ależ nie ma problemu, działa pani na rzecz społeczności akademickiej od lat, postaram się, aby jury spojrzało na tego pani kandydata przychylnym okiem.

– Dziękuję panie Bartkowski!

– Nie ma sprawy, pani Anielo. No, ale czas goni, muszę iść, bo jeszcze kilka spotkań mnie czeka. Niech pani wpadnie do mojego biura, będziemy mogli więcej porozmawiać. Do widzenia.

– Do widzenia!

Wyszli z sali roześmiani, wręcz rozanieleni, „muszą ze sobą sypiać” –  powiedział do siebie bez cienia wątpliwości detektyw. Odczekał chwilę, rozprawił się z zamkiem, wszedł do sali i zaczął wertować stosy papierów leżących na biurku, przeszukał też szuflady. Nie znalazł nic ciekawego, jedynie papierosy, zużytą szminkę i garść zapałek. Coś jednak tu jest. Wzrok detektywa przykuł fioletowy notes. Był to prawdopodobnie pamiętnik Anieli. Obok leżał  woreczek przewiązany czerwoną wstążką. Podniósł go do oczu i zobaczył, że w środku znajduje się biały proszek. Porównał go do tego, który znalazł w fabryce. Były identyczne. Teraz detektyw zaczął czytać pamiętnik, a to, co tam odkrył, zszokowało go, choć szybko się opanował. Od pożaru niewiele spraw potrafiło go jakkolwiek poruszyć. 

No i już po tej niepełnosprawnej łamadze. Nie wiedziałam, że trutka na szczury tak świetnie działa również na ludzi. Główna przeszkoda wyeliminowana, teraz jeszcze urobić Bartkowskiego i będziemy z Piotrem razem, a ja będę bogata! Obrzydliwie bogata! 

Detektyw schował worek i pamiętnik do kieszeni. Najszybciej, jak potrafił wybiegł z sali.  

 

Nieopodal szkoły wpadł na Piotra.

– Tu jesteś, ty mały sukinsynie, wiem o wszystkim! – krzyknął wściekły do chłopaka.

– Ale panie detektywie, o co panu chodzi? 

– Zamknij już ten zakłamany pysk, przeczytałem pamiętnik tej szmaty – nie panując nad sobą wypluł z siebie mężczyzna, złapał chłopaka za poły płaszcza i przyparł do muru. Lewą ręką wyjął worek z trutką z kieszeni. – A może to ci odświeży pamięć?

– Skąd… Skąd pan… to ma? – zapytał zszokowany młodzieniec, pot wystąpił mu na czoło.

– Chu… cię to obchodzi, gdzie jest Aniela?

– Nie wiem! Naprawdę! Nie rób mi krzywdy, błagam!

– Gdzie ona jest!?

– Mam się z nią spotkać w szkole o szesnastej w sali technicznej. Ma na mnie czekać…

– To spotka ją mała niespodzianka – rzekł Adolf i puścił chłopaka. 

Ten przewrócił się na ziemię i zaczął płakać jak małe dziecko.

 

***

Detektyw miał wrażenie, że jego nadgarstek stał się ciężki. Chociaż zegarek był pod mankietem, wiedział, że czas mija zbyt wolno. Za każdym razem, gdy wskazówka przemieszczała się, czuł, że jego ręka miała coraz większy problem, by utrzymać się w prostej pozycji. Czy na pewno był gotowy na tę konfrontację? Nie, na takie myślenie nie było już miejsca. Mimo to w jego głowie kotłowały się myśli. Przecież ją znał. Czy naprawdę była w stanie dopuścić się czegoś takiego? Teraz, oprócz ciężaru na sercu, zaczął też odczuwać równie ciężkie poczucie winy, poczucie nieuniknionego. No tak, wina. Zdawał sobie sprawę, że kiedy się poznali, nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego. Ale teraz? Po tym wszystkim, co zrobił? Na pewno jego zachowanie musiało na nią wpłynąć. Czy naprawdę szukał w tym swojej winy? Wyśmiał sam siebie. „Naprawdę mam winić za to siebie? Heh, nie”. Ale czy rzeczywiście przestał czuć się winny, czy zwyczajnie jego nader ekscentryczna duma nie pozwalała mu wziąć za to odpowiedzialności? Musiał się skupić. Miał w głowie za dużo pytań, a dziś to nie on powinien na nie odpowiadać. Jeszcze raz zawalczył z własną ręką, żeby spojrzeć, którą godzinę wskazuje zegarek. Za dwadzieścia czwarta. Chyba wybiła ta pora. Wstał, spojrzał na masywny budynek Collegium Maius. „Ładna katedra”, pomyślał. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej doceniał jej nietuzinkową architekturę. Zaczął czuć, jak on sam powoli się kurczy. Na szczęście otrząsnął się w porę. To nie jest czas na takie bzdury. Ruszył szybkim krokiem w stronę bramy. Gdy przez nią przeszedł, jeszcze raz obejrzał się za siebie. Po raz kolejny zadał sobie to samo pytanie. Czy jest na to gotowy? Odwrócił się i ruszył ku drzwiom jeszcze szybszym krokiem. Nie ma to już znaczenia, nie ma odwrotu. Nikt nawet nie spojrzał w jego stronę. Pomyślał, że to dziwne. Z drugiej strony wcale się tu nie wyróżniał, każdy był tu inny na swój sposób. Spojrzał szybko na plany rozwieszone na ścianie. Szukał jakichś zajęć technicznych. Znalazł, odbywały się w sali 101. Zabawne, dobrze wspominał ten numer. Ruszył od razu w jej stronę, na szczęście była na parterze. Rozejrzał się dookoła. Korytarz na chwilę opustoszał, to była jego szansa. Chwycił za klamkę i wślizgnął się do sali. Otwarte drzwi? No tak, musieli się tu jakoś spotkać, pewnie poprosiła, by nie zostały zamknięte. Ruszył w stronę biurka. Usiadł na krzesełku. Jeszcze raz rzucił wzrokiem na zegarek, była za dziesięć czwarta, Aniela mogła zjawić się w każdej chwili. Paradoksalnie chciał, żeby przyszła jak najszybciej. Czekanie go męczyło, nie radził sobie z wirem myśli. Spojrzał w stronę okien. Uświadomił sobie, jak duszno się zrobiło. Zrobił lufcik, po czym wrócił do biurka. Kiedy miał znów spocząć, usłyszał jak ktoś łapie za klamkę. Wchodziła Aniela, nie zdążyła jeszcze nawet zauważyć jego obecności. Spojrzała na niego dopiero wtedy, kiedy zamknęła za sobą drzwi. Zwarli się na chwilę wzrokiem. Ilość emocji, jaka przez nich przeszła, trudna byłaby do pojęcia dla kogokolwiek innego. Kobieta przerwała tę dziwnie kojącą, choć niekomfortową ciszę.

– Co ty tu robisz, Adolfie? – wydawała się zmieszana spotkaniem.

Przez chwilę mężczyzna zapomniał, po co przyszedł. Jednak moment realizacji przyprawił go o zimny pot.

– Chciałbym cię o coś zapytać – burknął.

– Już ci to mówiłam! Nie wrócę do ciebie, nie da się tego odbudować, odpuść już sobie.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, żeby chodziło o coś tak błahego.

Jej twarz zmieniła się z czerwonej ze złości w bladą ze strachu. „Zabawne”, pomyślał, widać, że czuje się winna. I dobrze, teraz był pewien.

– Odwiedziłem niedawno twoją salę – kontynuował, przechadzając się między ławkami. – Nie zgadniesz, co udało mi się znaleźć. – Obrócił się i spojrzał jej w oczy.

Aniela próbowała przykryć swój strach dumą.

– Oświeć mnie – odparła.

Schuman sięgnął do prawej kieszeni płaszcza, wyciągając dziennik. Gdy go ujrzała, nie była w stanie dłużej ukrywać swoich emocji. Nogi zaczęły pod nią drżeć. Wiedziała, że on wie. Wie, że to ona.

– Dobrze wiesz co to, prawda?

– Ja? Nie mam poj…

– Przestań – podniósł głos – nie ma sensu już kłamać.

– I co? Co z tym zrobisz? Nic nie zrobisz, kto mi udowodni, że to ja? Ten dziennik nic nie znaczy, równie dobrze sam mogłeś to napisać. A myślisz, że po tym wszystkim ktoś ci uwierzy? Nie rozśmieszaj mnie! – krzyczała, nie mogąc już wytrzymać. Jej głos odbijał się po pustej sali. Krzyczała, ile miała sił w płucach, żeby wyrzucić z siebie wszystkie buzujące w niej emocje. Poczuła, że wygrywa. Tylko dziennik? Myślał, że to mu wystarczy? Zaśmiała się w głębi ducha.

– Mam nie tylko dziennik.

Te słowa powstrzymały jej furię. Spojrzała zdziwiona na Schumana.

– Dokładnie, mam nie tylko dziennik, moja miła – rzekł, rzucając jej złowrogie  spojrzenie – jest jeszcze pewna osoba, która już przyznała się do winy. Z tego co wiem, to dobrze się znacie. Piotr? Dobrze pamiętam?

Zbladła po raz kolejny podczas tej rozmowy. Schuman odwrócił się i powolnym krokiem zmierzał w głąb sali. „Nie, nie Piotr, nie może go w to mieszać. Nie mogę na to pozwolić”, pomyślała Aniela. Kątem oka zauważyła, że na półce przy biurku leży piła japońska. Ostrożnie, niemal niezauważalnie sięgnęła po nią ręką założoną jej zwyczajem za plecami. Powoli zaczęła kroczyć w stronę Schumana.

– Przyznam się. Przyznam się, ale proszę, nie mieszaj w to Piotra, dobrze? – rzekła, kiedy była nie więcej niż metr od niego.

Detektyw zerkał na swoją byłą żonę z uczuciem politowania. 

– Wiesz, to nie ty tu stawiasz wa… – zaczął.

Zanim dokończył zdanie, usłyszał, jak Aniela podniosła rękę z piłą. Na szczęście zareagował na czas. Odchylił się na tyle, że narzędzie przecięło tylko część płaszcza i skóry na barku. Złapał kobietę za rękę, wyrwał jej piłę i rzucił ją na bok. Aniela nie dawała za wygraną, zaczęła się szarpać. Schuman też nie zamierzał się poddawać. Jednak nie docenił swojej siły i kiedy chciał ją tylko od siebie odsunąć, popchnął ją mocno. Zarejestrował, jak Aniela uderza tyłem głowy o chropowatą ścianę i osuwa się na podłogę. Nie od razu uświadomił sobie, co się stało i patrzył na nią z gniewem w oczach. Kiedy jednak nagle do niego doszło, że kobieta się nie rusza, padł na kolana i zaczął łkać. Na pierś Anieli prócz łez kapała również świeża krew z jego rany.

***

 

– Słyszałeś? – zapytał Maciek.

– Co słyszałem? – burknął zdenerwowany Szymon.

– Kłócili się, spójrz, pewnie nie zdał semestru – zaśmiał się młody policjant.

Szymon spojrzał w stronę okien Collegium Maius. Faktycznie słyszał krzyki. Ten człowiek… skądś go kojarzył… nie wyglądał na studenta. Nagle do niego dotarło. Szarpnął Maćka.

– Rusz się, musimy tam wejść – spojrzał z powagą na swojego partnera.

Maciek, zdziwiony, odpowiedział na spojrzenie. Nie wiedział, co siedzi w głowie partnera, ale nauczył się nie dyskutować. Skinął głową i zaczęli biec w stronę wejścia do budynku. Bez żadnych ceregieli wpadli do środka. Rozejrzeli się, po czym podeszli do osoby przypominającej woźną. 

– Która sala na piętrze ma widok z okna na plac? – zapytał roztargniony policjant.

– Eee… sala techniczna, panie władzo – odrzekła.

– Numer! Numer sali, kobieto! – dyszał ze złości.

– Sto jeden – odpowiedziała, kuląc się w taki sposób, jakby obawiała się, że zaraz ją uderzy.

Szymon bez słowa ruszył w stronę sali. Maciek spojrzał na kobietę z politowaniem. Uśmiechnął się, już w biegu rzucił przeprosiny za porywczość partnera. Ten był szybki. Złapał go dopiero pod drzwiami do sali. Spojrzeli na siebie, po czym weszli do niej z impetem. Zdumieni ujrzeli Schumana na kolanach, łkającego. Zbliżając się powoli do niego, zauważyli też, że za masywnym biurkiem był ktoś jeszcze. Ktoś, kto leżał u stóp mężczyzny. Szymon złapał Maćka z ramię i go odsunął. Ich oczom ukazał się tragiczny widok. Aniela leżała na wznak, miała martwe oczy, krew na piersi. Policjant zwrócił się w stronę Schumana.

– Coś ty zrobił, parszywy pijaku?

Adolf nie odpowiedział. Cały czas patrzył pustymi oczami przed siebie. Nawet nie zauważył przybycia władz. Nie obchodziło go to, nic już nie miało dla niego znaczenia. Szymon zaczął go szarpać.

– Udajemy głuchego? Nie ma problemu. Wiem, co rozwiąże ci język. 

Sięgnął do tylnej części pasa i wyciągnął gumową pałkę. Maciek, gdy tylko zobaczył, co się święci, od razu sięgnął po swoją. Jako młody mundurowy tylko czekał na taką okazję. Szymon zadał pierwszy cios. Schuman przewrócił się na bok, dalej nieobecny. Nie myślał już o niczym prócz Anieli. Przez jakiś czas czuł na plecach ciosy, później przestał już czuć cokolwiek i zrobiło mu się czarno przed oczami.

Ocknął się już skuty. Obok było dwóch policjantów. Jednego z nich znał, to był Szymon, wszędzie by go poznał. Odwrócił głowę, zobaczył leżącą na ziemi Anielę, a przy niej medyków. Ten widok przypomniał mu to, co tu się wydarzyło. Zaczął się szarpać, ale bez efektu. Przyniosło mu to jedynie cios w plecy. Skulił się z bólu.

– Wstawaj! – nakazał Szymon.

– To… To nie tak… 

– Cisza – zarządził Maciek – będziesz tłumaczył się komu innemu.

Niechętnie, ale detektyw się podniósł. Wyprowadzili go z sali i skierowali się w stronę wyjścia. Na korytarzu pojawił się niemały tłum. Wszyscy patrzyli na niego z niedowierzaniem. Słychać było szepty: „na naszym uniwersytecie?”, „Żyd? No a kto inny?”, „Powiesić go albo gorzej”. Kiedy wyszli z budynku, podeszła do nich kobieta. Spytała, kto to jest. Na to Szymon pociągnął Schumana za włosy, by było widać jego twarz. 

– Zapamiętajcie tę twarz – rzekł do wszystkich wokół – to jest Żyd! Żyd morderca. Zabił nauczycielkę bez skrupułów. Jutro na pewno w gazecie znów ujrzycie ten brudny ryj! Na pierwszej stronie! Mam nadzieję, że razem z wyrokiem, wyrokiem śmierci – rzekł, po czym szarpnął Schumana. 

Detektyw słyszał za sobą obelgi i groźby skierowane w jego stronę. Załamał się. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego? Aniela…

Epilog

 

Toruńskie centrum, zima, mroźne południe. To chyba najzimniejszy dzień w tym roku, ale nie przeszkadza mi to, lubię chłodnie dni. Wziąłem dziennik toruński od młodego gazeciarza, wypadałoby przeczytać, co tam dziś w Toruniu słychać. Usiadłem na mojej ulubionej ławce – tej z widokiem na Wisłę, cmentarz i katedrę. Nie musiałem nawet otwierać gazety, jako że to już pierwsza strona zwróciła moją uwagę: „Morderca swojej byłej żony skazany na śmierć przez powieszenie”. No tak, Schuman. Przypisano mu też morderstwo tego chłopaczka. Jak on miał? Michał. Ach, stary przyjacielu, w coś ty się wplątał… Zamyśliłem się na chwilę, coś mi nie pasowało. Znałem bardzo dobrze Schumana, pracowaliśmy wiele lat w kryminale, to było zbyt proste jak na niego. Wątpię, by tak po prostu ją zabił. Tak czy siak, już nic na to nie poradzę, nie ma co się tym przejmować. Zacząłem czytać dalej: „Ogólnotoruński konkurs wygrywa Piotr ze Szkoły Przemysłowej”. Tak, o tym też słyszałem. To ten chłopak od Anieli. Coś tu zaczyna się kleić, ale obiecałem sobie, że nie będę już więcej bawił się w detektywa. Nie ma co nad tym główkować. Spojrzałem na niebo, robi się późno. Przeczytam jeszcze jeden artykuł i się zbieram. Co my tu mamy? Coś o seryjnym zabójcy. To akurat mało go obchodziło, ale znalazł ciekawą informację. „Nowy detektyw, Szymon P., przejmuje sprawę”. O tym też słyszałem, dostał awans po schwytaniu Schumana. To też dziwnie do siebie pasowało. Zaśmiałem się, chyba zaczynam popadać w paranoję. Wstałem i udałem się w stronę mieszkania, gdy nagle coś mnie tknęło. Odbywał się pogrzeb. Ale nie byle jaki, bo zgromadził masę ludzi. Stwierdziłem, że przejdę okrężną drogą, wzdłuż cmentarza, dowiem się, kogo chowają. Kiedy byłem już bardzo blisko miejsca, gdzie odbywała się ceremonia, usłyszałem zakończenie mowy pożegnalnej:

– … i nie tylko. Była najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Była nie tylko dobrą nauczycielką, ale też dobrym człowiekiem. Zawsze pomagała nie tylko nam, uczniom, ale każdemu, kto potrzebował jej pomocy. Jej śmierć jest stratą nie tylko dla nas jako uczniów, ale również dla wszystkich ludzi naszego miasta. Spoczywaj w pokoju, Anielo. Amen – powiedział młody chłopak, po czym zszedł z mównicy.

Po raz kolejny tego dnia coś mi nie pasowało. Jakoś za łatwo łączyły się te kropeczki. Od razu poznałem tego chłopaka, widziałem przecież tego smyka dziś w gazecie. To ten podopieczny Anieli, który wygrał konkurs. Ciekawa sprawa. Uświadomiłem sobie, że chyba pisanie tego dziennika nie pozwala mi zapomnieć o mojej detektywistycznej naturze.