„Premiera zbrodni”
Michał Błaszkiewicz, Wiktoria Cichoracka, Julia Koziatek, Kinga Królikowska, Jagoda Bolechowska, Julia Bujacz, Agata Kanderska, Kinga Maciąg, Magdalena Choinkowska
Tego wieczoru w toruńskim teatrze miała miejsce premiera spektaklu z udziałem wielkiej artystki scenicznej, Rozaliny. Widownia gęsto zgromadziła się w sali i bacznie obserwowała, jak aktorka zwinnie poruszała się po scenie, chcąc jak najlepiej odegrać swoją rolę w popularnej burlesce. Kobieta nie mogła zaprzepaścić tej okazji, którą dał jej Andrzej. Właściwie dzięki jego wpływom znalazła się tu, gdzie teraz była.
Zawdzięczała mu wszystko.
Z zachwytem wpatrywano się w jej kunszt aktorski. Zwłaszcza dwóch dżentelmenów siedzących w pierwszym rzędzie nie ukrywało swojego zachwytu.
– Czyż nie jest wspaniała? – szepnął siedzącemu tuż obok wspólnikowi Andrzej.
– Przyznam, że głosem duszę uspokaja… – przerwał Hanz, jakby musiał na chwilę wrócić do swojego ciała z dalekiej podróży. – I urodą oko cieszy.
Andrzej rzucił mu spojrzenie ze skrytym uśmiechem.
– Ejże, pamiętaj, że to ze mną dziś do domu wróci. Bystry jesteś, potrafisz finansami obracać, to i ty anioła kupisz.
– Takiego to trudno odnaleźć, a jeszcze, żeby utargować. Ona z targu nie przyszła, lecz od samego archanioła Gabriela wysłana na naszą nędzną, piernikową scenę.
Andrzej zwrócił oczy z powrotem ku artystce. Jego uśmiech bladł powoli, aż zmienił się w nieznośny grymas ukrytej zazdrości. Od dawna domyślał się, że zachwyty kolegi przejawiają się nie tylko w słowach, lecz głównie w czynach. W jednym Niemiec miał rację: tego anioła nie znajdzie w byle karczmie czy zaułku. Andrzej miał kapitał, który może kupić jej ciało i czułe słowa. Ona należała tylko do niego i dzięki niemu wejdzie na salony w Warszawie, Wiedniu, Moskwie i Berlinie. Berlinem cieszył się najbardziej.
Od dwóch dni nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Ilekroć czytał kartkę papieru z ofertą od największej niemieckiej firmy i liczył zera w tabelce oznaczonej słowem „Zapłata”, nie mógł powstrzymywać się od wybuchu radości.
Z przyjemnych myśli wytrąciło go na chwilę to, co zobaczył na scenie. Kulminacyjny moment sztuki. Moment, który na długo miał zapisać się w pamięci widzów, Andrzeja i całego Torunia. Ostatnia scena, zwolnienie tempa, gdy Rozalina w aksamitnej rękawiczce zdjęła jedwabną chustę z poduszki niesionej przez innego aktora, odsłaniając pistolet. Broń skonstruowano tak, aby zamiast groźnych naboi lufa wypluwała deszcz błyszczącego, kolorowego brokatu. Teraz pozostało złapać za rękojeść broni i wycelować w „najbardziej dostojnego dżentelmena” wśród publiczności.
– Zrób mu miły prezent – powiedział cicho Andrzej na pół godziny przed rozpoczęciem spektaklu i w czułym uścisku spojrzał Rozalinie w oczy.
– Na pewno nie wolisz, abym ciebie pokryła brokatem? – Rozalina powabnie przewróciła oczami.
– Nie, nie ma potrzeby. Tylko pamiętaj, aby trafić w ciało. Hanz zasługuje na takie wyróżnienie, prawda?
Przypomniawszy sobie te słowa, aktorka wyrafinowanym ruchem wzięła atrapę do ręki. Andrzej ofiarował wiele podobnych narzędzi, które służyły jako rekwizyty w teatrze. Rozalina skierowała broń w stronę Niemca, który – wsłuchując się w melodię i napawając się jej czułym, wręcz ponętnym spojrzeniem – uśmiechnął się, czekając na strzał. Nie zorientował się nawet, gdy Andrzej lekko się od niego odsunął. Ledwie usłyszał jego szept:
– Tak, jak mówisz. Dusza na jej widok tańczy. Twoja właśnie zaczyna taniec na drodze przed oblicze świętego Piotra.
Huk odbrzmiał od ścian sali.
Gdy tylko ciało Hanza opadło na brudną podłogę, broń wypadła z ręki Rozaliny na skraj sceny. Pod koniec oczekiwała oklasków i owacji na stojąco, a jednak otrzymała falę krzyków i przerażenia widzów. Gęsta, czerwona ciecz spływała powoli z ciemnego otworu w klatce piersiowej Hanza. Rozalina zdała sobie sprawę, że w powietrzu wiruje spotęgowany, przerażony krzyk, a nie piękny brokat.
Wśród osób zebranych na tym niezapomnianym spektaklu znajdowała się Walentyna, niezawodna detektyw, która obserwowała wszystko i wszystkich. Miała nie pojawić się w teatrze, ale ze względu na sukces Rozaliny, mimo że były pokłócone, pojawiła się wśród widowni, aby okazać jej szacunek. Tego dnia miała dziwne przeczucie, że wydarzy się coś niezapomnianego.
Nie myliła się.
Właśnie uświadomiła sobie, że była świadkiem morderstwa ważnej osoby z miejskiej śmietanki.
Choć pierwotnie na odgłos strzału zamarła, jak wszyscy wokół, to już po chwili otrząsnęła się i pobiegła pod scenę. Wokół ciała Hanza zebrał się tłum ludzi. Wielu z nich rozglądało się nerwowo za Rozaliną, która zniknęła ze sceny. Walentyna nie zatrzymała się przy trupie na posadzce nawet na sekundę, tylko ruszyła w pogoń za aktorką.
Wbiegając za kulisy, zauważyła, jak skrawek sukienki znika za drzwiami wyjściowymi. Przyspieszyła swoje ruchy i jak tylko wybiegła z teatru – zatrzymała kobietę.
– Zatrzymaj się! – wrzasnęła Walentyna, na co Rozalina stanęła w miejscu. Odwróciła się, jednocześnie szlochając i krzycząc głosem, który rozdzierał jej gardło:
– Nie zrobiłam tego! Ta broń miała być wypełniona brokatem! Ktoś musiał ją zamienić przed wyjściem! Naprawdę nic nie zrobiłam! – Siła jej głosu rosła z każdym wypowiedzianym słowem. Gwałtowna reakcja Rozaliny sprawiła, że Walentyna się zawahała: „kłamie, czy jednak nie” – pomyślała. Ale przecież obserwowała mimikę twarzy blondynki przed wystrzałem i jedyne, co tam widziała to uśmiech i zadowolenie. Czy Rozalina nadal grała, czy jednak mówiła prawdę?
Walentyna, stojąc przed najpopularniejszą aktorką w Toruniu, nie mogła się zdecydować, co ma robić i myśleć. Przecież nie może jej puścić wolno.
– Nie interesuje mnie to. Zaraz przyjadą służby i to im będziesz tłumaczyć, co zrobiłaś – rzekła twardo.
Rozalina spojrzała jej w oczy. Walentyna była zaskoczona tym, jak opuchnięta była twarz aktorki, a makijaż rozmazany pod oczami. Coś niespotykanego. Ostatni raz widziała ją w takim stanie na pogrzebie brata, czyli męża Walentyny.
– Walentyno… ja naprawdę nic nie zrobiłam, przecież mnie znasz. Nie skrzywdziłabym muchy – rzuciła rozpaczliwie artystka.
Walentyna wiedziała, że nie może puścić jej wolno, bo straci zarazem pracę i cały szacunek, na który sama sobie zapracowała… Albo co gorsze – pomyślą, że jest w to zamieszana.
– Musisz mi pomóc – rzekła Rozalina, patrząc na kobietę błagalnym wzrokiem. – Jeśli tego nie zrobisz, moja kariera legnie w gruzach – w głosie aktorki dało wyczuć się desperację.
Po głowie Walentyny krążyło tysiące myśli, a każda z nich próbowała wyjść na pierwszy plan, ale to udało się tylko jednej: Zrobię to. Wyciągnę ją z tego bagna. Spojrzała na Rozalinę i po chwili ciszy odezwała się:
– Dobrze, pomogę ci. Jednak musisz wiedzieć, że potrzebuję twojej współpracy, sama nie dam rady udowodnić, że jesteś niewinna. Każdy, kto był na widowni, widział, że to ty trzymałaś broń i że to ty nacisnęłaś spust. Wszyscy uznają cię za winną, wiesz o tym? – ostatnie zdanie wypowiedziała nieco ciszej niż pozostałe.
Rozalina pokiwała głową w amoku.
– Wiem, że to nie będzie łatwe, Walentyno.
Kilka chwil później detektyw wyszła zza kulis i wróciła na scenę. Panował tam istny chaos, gdy część funkcjonariuszy próbowała wyprowadzić biegających z kąta w kąt żądnych sensacji gapiów. Znajdujący się wcześniej w fotelu mężczyzna obryzgany własną krwią leżał teraz na noszach przykryty białą płachtą aż po sam czubek głowy.
Walentyna zrobiła krok w stronę grupy ludzi stojących przy miejscu zbrodni. Po chwili ktoś wskazał na nią palcem i powiedział ostrym tonem:
– Kim pani jest i dlaczego pani wyszła zza kulis? – mężczyzna był ubrany w mundur policjanta, a wyraz jego twarzy wyrażał zdenerwowanie.
– Jestem detektywem, właśnie rozmawiałam z panią Rozaliną. Chcę podjąć się rozwiązania tej sprawy – powiedziała stanowczo, by wyglądać na pewną siebie.
Gdzieś w oddali przy wejściu stał mężczyzna, którego twarz trudno było dostrzec, bo kryła się w cieniu nasuniętego na oczy filcowego kapelusza. Wyglądało to tak, jakby był po prostu ciekawy i został dłużej, by dowiedzieć się, jak rozwinie się sprawa. Coś w jej głowie mówiło, że nie jest on zwykłym gapiem. Nieznajomy delikatnie poprawił nakrycie głowy, odwrócił się i wyszedł z sali. W ostatniej chwili zauważyła w jego dłoni dużą, białą kopertę. Wydawało jej się, że widzi na niej czarny napis „zapłata”.
***
Rozalina była roztrzęsiona. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło. I w to, że nikt jej nie zatrzymał. Idąc przez plac Teatralny do swojego mieszkania, cały czas dziwiła się, że jest wolna. Bała się poniesienia konsekwencji i trafienia do aresztu, a potem do więzienia. Przecież była niewinna. Nie chciała nikomu zrobić krzywdy, czuła się wykorzystana.
Nagle w oddali zauważyła cień zmierzający w jej stronę. Z początku trudno było jej rozpoznać twarz przechodnia, gdyż w tej wąskiej uliczce nie było ani jednej latarni, jednak gdy tylko się przybliżył, nie miała wątpliwości, kim on był.
– Dobra robota, Rozalino – zaczął Andrzej. – Jestem z ciebie dumny, jednak potrafisz.
Kobieta wycofała się i drżącym głosem wykrzyknęła:
– To wszystko twoja wina! Czemu mnie oszukałeś? Jutro wszystko opowiem funkcjonariuszom i to ty poniesiesz za to odpowiedzialność!
Mężczyzna lekko się uśmiechnął. Wiedział, że nikt nie będzie w stanie mu tego udowodnić. Poza tym dysponuje naprawdę dużymi pieniędzmi, dzięki nim każdy go wysłucha. Prychnął i ruszył przed siebie.
Chwilę później biegnąca Walentynę zawołała donośnym, choć nieco zdyszanym, głosem:
– Rozalino! Rozalino, stój!
Kiedy rzuciła okiem na drugą stronę ulicy, zauważyła grubego mężczyznę, podobnego do tego, którego wcześniej widziała z kopertą. Zwolniła, ale zanim zdołała mu się przyjrzeć, szybko zniknął za rogiem, skręcając w ulicę Chełmińską. Walentyna zdała sobie sprawę, że ten człowiek parę minut wcześniej rozmawiał z Rozaliną.
– Wszędzie cię szukałam – rzekła do blondynki. – Rano musisz stawić się na posterunku i złożyć zeznania. A teraz wytłumacz mi, kim jest ten mężczyzna, z którym chwilę wcześniej rozmawiałaś.
Aktorka odwróciła głowę, unikając pytającego wzroku szwagierki. Co miała jej teraz powiedzieć? Sytuacja była patowa. Wszyscy będą ją obwiniać za tę śmierć, a prawdziwy inicjator zabójstwa uniknie kary.
– Ja… – zawahała się. – On nie jest tym, za kogo go uważałam…
– O czym ty mówisz, Rozalino? Znasz go? Czego on od ciebie chciał? To on cię wrobił?
Napływ pytań ze strony detektyw sprawił, że Rozalina miała ochotę uciec. Zaszyć się w swoim mieszkaniu i już nigdy z niego nie wychodzić.
– Boże Przenajświętszy, jestem taka głupia! – jęknęła żałośnie, czując, jak po raz kolejny tego wieczoru do jej oczu napływają łzy.
Nie mogąc już dłużej wytrzymać, ruszyła w stronę ulicy Podmurnej, rzucając ledwie słyszalne słowa:
– Do zobaczenia jutro, Walentyno.
***
Następnego dnia z samego rana pani detektyw ruszyła na komendę. Przed wejściem do budynku przystanęła na chwilę. „Muszę to dobrze rozegrać, inaczej marne są szanse na to, aby sprawiedliwości stało się zadość” – pomyślała.
Przekroczyła próg drzwi wejściowych i podeszła do policjanta siedzącego za biurkiem:
– Dzień dobry, jestem detektywem i chciałabym porozmawiać z osobą prowadzącą śledztwo dotyczące wczorajszego morderstwa w Teatrze.
– Pani poczeka, zaraz zawołam jednego z funkcjonariuszy – mundurowy wstał, przeszedł do pomieszczenia obok, a po paru minutach wrócił z drugim mężczyzną. To był ten sam, który wczoraj zaczepił ją po rozmowie z Rozaliną.
– Czym mogę pani służyć?
– Wie pan już, kim jestem, zatem chciałabym porozmawiać o wczorajszym morderstwie.
Policjant przewrócił oczami w geście frustracji.
– Dobrze, w takim razie zapraszam – powiedział i jednym ruchem dłoni wskazał jej drzwi do swojego gabinetu.
Gdy już znaleźli się sami, Walentyna usiadła na krześle naprzeciw niego i głosem wyrażającym pewność siebie powiedziała:
– Ta aktorka tego nie zrobiła. Ktoś ją wrobił i ten ktoś musi ponieść konsekwencje.
– A dlaczego pani jest tego taka pewna? Sprawa jest w dobrych rękach, rozwiąże się tak, jak należy.
Walentyna nie mogła mu przecież powiedzieć, że ta blondwłosa kobieta była siostrą jej zmarłego męża. Zaczęła więc tak:
– Z całym szacunkiem dla pańskiego toku rozumowania, może warto byłoby czasem zastanowić się i dostrzec to, co nie jest tak oczywiste dla oczu, jak wczorajszy finał spektaklu?
– Z całym szacunkiem dla płci pięknej, ale lepiej niech logiczne myślenie zostawi pani nam. Coś jeszcze? – policjant nie przyjmował do wiadomości możliwości podważenia jakże oczywistego dowodu: pocisku trafiającego w ciało Niemca na oczach całej widowni.
Walentyna oburzona takim obrotem konwersacji wstała, obrzuciła funkcjonariusza spojrzeniem pełnym pogardy i na odchodne odparła:
– Tak, coś jeszcze. Zapowiadam panu, że niezależnie od pańskich mylnych przekonań, wymiar sprawiedliwości dowie się, kto jest odpowiedzialny za zabójstwo.
– Z pewnością – odparł lekceważąco policjant, a siedzący za ścianą drugi pracownik komendy obserwował, jak Walentyna pewnym krokiem wychodzi z pokoju, po chwili trzaska głośno drzwiami i opuszcza budynek.
Nauczona wieloletnim doświadczeniem w detektywistycznym świecie, postanowiła wrócić na miejsce zbrodni. Poruszała się po labiryntach teatru w powietrzu gęstym od napięcia i zapachu dramatu unoszącym się poza scenę. Kiedy niezauważona stała za kulisami, dostrzegła niemal nieruchome ludzie cienie na scenografii. Cicho podeszła bliżej. Nie usłyszała niemal bezgłośnej wymiany zdań między Gabrysiem, pracownikiem teatru, a Andrzejem. Widziała jednak, jak zmięte banknoty przechodziły z ręki do ręki. Gdy bogaty Polak się oddalił, Walentyna dyskretnie podążyła za Gabrysiem, zdeterminowana dotrzeć do sedna tego nikczemnego spisku.
– Co to była za wymiana zdań z Andrzejem? Opowiedz mi wszystko – zażądała.
Wyraźnie zdenerwowany Gabriel zaczął się jąkać, zanim w końcu przyznał:
– Andrzej zapłacił mi, żebym podczas przedstawienia zamienił pistolet z brokatem na prawdziwy nabój. Powiedział, że to tylko żart. Nigdy nie myślałem, że doprowadzi to do takiej tragedii!
Walentyna, wyczuwając przełom, drążyła dalej:
– Czy widziałeś kogoś jeszcze zaangażowanego? Kogoś, kto mógł wymienić broń?
Gabryś, teraz bardziej otwarty, nerwowo zdradzał szczegóły dotyczące tajemniczego mężczyzny, którego widział wcześniej rozmawiającego z Rozaliną.
– Nie znam jego imienia, ale miał dużą kopertę z napisem. Wydało mi się to podejrzane.
Wdzięczna za szczerość mężczyzny Walentyna zaczęła namawiać go do pełnej współpracy w śledztwie. Teatr, do niedawna centrum artystycznych wypowiedzi, teraz skrywał tajemnice, których odkrycie może uratować Rozalinę przed niesprawiedliwym losem i zdemaskować prawdziwego organizatora tragicznego wydarzenia.
***
Policjant spojrzał na niego podejrzliwie.
– Andrzeju, ta sprawa wymyka się spod kontroli. Spodziewaliśmy się zgiełku po spektaklu, ale mamy na karku detektyw! Rozumiesz to? Mało tego, w przeszłości była blisko Rozaliny i chyba wie, że to nie ona…
Andrzej zacisnął pięść z wściekłości i rzucił policjantowi lodowate spojrzenie.
– Czyżbyś teraz chciał się wycofać? Pójść na cmentarz, wyjąć tego niemieckiego szczura z trumny i przywrócić go do życia? Stało się to, co miało się stać. Jutro rano mam spotkanie w kawiarni w sprawie finalizacji umowy, o której Tobie nawet się nie śniło! Jak ja mam teraz z tego zrezygnować?!
Policjant cofnął się o krok, wyczuwając coraz większy gniew polskiego inwestora. Rozalina pierwszy raz widziała tak wściekłego Andrzeja.
– Po… po prostu zwracam uwagę na powagę całej sytuacji, mój drogi. Kazałeś dwóm naszym przenieść całe to biurko tutaj, aby nie pozostawić śladów w jego mieszkaniu?
Andrzej właśnie schylił się do najbliższej szuflady ciężkiego, ogromnego, drewnianego biurka okutego metalowymi detalami i wyjął z niej dokumenty w nadziei, że znajdzie to, czego szuka.
– Będzie ładną dekoracją dla przyszłych spektakli. Kolejny podarek ode mnie dla tego zażabionego miasta.
Rechot inwestora rozległ się w podziemiach, a Rozalina ze strachu ukryła się głębiej w korytarzu.
Sytuacja była nader trudna. Po co on przenosił biurko?! Czy tam może się kryć dowód na winę Andrzeja? Coś, co oczyści ją z zarzutów? Wyjrzała raz jeszcze i jej ciało przeszedł zimny dreszcz.
– Tak jak ci mówię: mam plan. Pani detektyw może być bystra jak na te czasy, ale nie ma żadnych dowodów. Nikt, z kim nie pracuję, ośmieliłby się mnie zdradzić, a nawet gdyby, to… – Rozalina zobaczyła, jak Andrzej nonszalanckim ruchem wyciąga pistolet zza swojego pasa i kładzie go na blat biurka.
Aktorka poczuła, jak żołądek podnosi się jej do gardła. Po incydencie na scenie brzydził ją widok broni.
– Chyba zapewnisz, że stanie się jej jakiś… niefortunny wypadek? – powiedział Andrzej, a po chwili powstał z kolan i ze szpetnym uśmiechem spojrzał na policjanta, który wzdrygnął się na jego pytanie.
– M-myślę, że pani Walentyna nie będzie musiała stawać przed taką ewentualnością.
W tym momencie Rozalina poczuła, jak jej oddech zaciska się w niewyraźnym i przytłumionym westchnieniu. Szybko więc schowała głowę zza rogiem. Była, jak wszyscy, zaskoczona śmiercią Hanza, ale jeszcze bardziej nie była nie chciała śmierci Walentyny.
Andrzej skinął głową i już miał zabierać się do dalszej pracy, gdy nagle w pół ruchu zamarł. W ciszy Rozalina spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
– Cóż, myślę, że dzień jeszcze długi, a dochodzi już pora obiadowa. Może chodźmy do tej karczmy na Mostowej? Dają tam podobno dobry chleb ze smalcem i soczystego kurczaka!
W ciszy usłyszała głośne burczenie brzucha tłustego inwestora.
– Raz pan myśli o eliminowaniu bystrych kobiet, a chwilę później o zjedzeniu kurczaka. Co to za podejście… – policjant z wymownym wyrazem twarzy otarł czoło i skierował głowę w stronę schodów i wyjścia z piwnic teatru. Wyjścia, przy którym stała Rozalina.
Drobna blondynka zauważyła, jak dwóch mężczyzn odkłada kartki i zmierza w stronę wyjścia. Szybko i po cichu pobiegła schodami do góry, skryła się tuż przy wejściu i wstrzymała oddech. Była pod osłoną cienia i w na tyle niewygodnym miejscu, że mężczyźni, przechodząc tuż obok, nawet tam nie spojrzeli.
Gdy dźwięk ich butów cichł coraz bardziej, aktorka wychyliła się zza rogu i upewniła się, że teren jest czysty. Szybko zbiegła na dół i wnet stanęła przed biurkiem martwego Niemca. Zauważyła, że większość szuflad i dwie główne szafki nastawy były już otwarte i prawdopodobnie pozbawione potrzebnych jej informacji. Sięgnęła do szuflady, nad którą chwilę temu sapał Andrzej. Po wysunięciu ukazały się jej małe, związane stosiki papieru i listów z różnymi podpisami i stemplami firm i spółek. Jedna z nich wyróżniała się tym, że napisano na niej słowo w języku polskim. Schwyciła ją gorączkowo i po przeczytaniu paru słów westchnęła.
Były to dokumenty wysłane do Hanza przez tę samą niemiecką firmę, o której wspominał Andrzej, kiedy majaczył o swoich wielkich planach i świetlanej przyszłości. W papierach zapisano daty i wartości: ustalenia między Polakiem, Niemcem a firmą zagraniczną. Nie zawierały żadnej wzmianki o zabijaniu wspólnika.
Rozalina uśmiechnęła się do siebie, zamknęła szafkę. Chowała już dokumenty do kieszeni, kiedy kątem oka dostrzegła grymas na twarzy Andrzeja, który właśnie ukazał się w wejściu.
– Wygląda na to, że coś tutaj zostawiłem.
Oczy Rozaliny rozwarły się w szoku. Jej ciało zaczęło drgać, a spojrzenie niedawnego kochanka sprawiło, że poczuła, jak dławi się jej gardło. Jego oczy szybko zwróciły się na pistolet, który spoczywał pod jedną z kartek na biurku. Umysł Rozaliny przyspieszył w jednej chwili. Złapała za colta i wycelowała w Andrzeja, mocno zaciskając dłoń na broni.
– Nie zbliżaj się, rozumiesz?! To wszystko twoja wina! Tu niczego nie napisano o eliminowaniu Hanza! Jesteś mordercą!
Właśnie wtedy nadbiegł policjant. Stanął tuż za przedsiębiorcą i już miał podejść bliżej, lecz Andrzej dał mu sygnał, aby pozostał na swoim miejscu.
– Mordercą? Czy to nie ty celujesz we mnie z tej samej broni, z której zastrzeliłaś mojego wspólnika? Według mnie to teraz ty jesteś mordercą, nie ja.
Andrzej zrobił krok do przodu. Rozalina nerwowo się cofnęła. W jej głowie huczała fala myśli. Może on ma racje? Gdyby nie miała takiej ambicji, nigdy nie znalazłaby się na tej scenie. Gdyby nie ich relacja, to nie miałaby na rękach krwi niewinnego człowieka. Gdyby nie Walentyna, poszłaby od razu do więzienia i jej reputacja byłaby stracona.
– Nie odpowiedziałeś wtedy na moje pytanie. Wtedy po spektaklu. Dlaczego mnie wykorzystałeś? Dlaczego musiałeś zrobić to wszystko? Kłamać i naciągać? Dlaczego? – jej głos łamał się, lecz wciąż mocno trzymała pistolet.
Andrzej lekko przekrzywił głowę i z jego ust wydobył się ten sam obrzydliwy rechot.
– Wciąż się pytasz – dlaczego? Czyż nie mówiłem ci od samego początku, czego chcę dokonać? Chcę się zapisać w historii jako najbogatszy Polak. Państwa polskiego nie ma, ale jestem ja. Ja i moja firma, dzięki której już nigdy nie zaznam biedy. Mogłabyś być tego częścią, Rozalino. Oddaj się tylko w ręce policji i…
– Dość! O czym ty w ogóle mówisz? – do oczu Rozaliny zaczęły napływać łzy. – Wiem, że jesteś człowiekiem ambitnym i bardzo inteligentnym, ale władza i osiąganie celu po trupach nigdy nie było w twoim stylu. Byłeś dla Hanza jak brat, najlepszy kompan! A ty go zabiłeś tylko dla pieniędzy? I ja miałabym być wypuszczona bez żadnej skazy na moim wizerunku? Wiesz, jak absurdalnie brzmisz? Opamiętaj się!
Andrzej zrobił kolejny krok w przód, lecz tym razem Rozalina pozostała na swojej pozycji. Jej umysł coraz bardziej oswajał się z myślą o pociągnięciu za spust i zakończeniu tej farsy.
– Słodzisz mi nawet w takiej chwili. Czyż to nie piękne?… I żałosne? Naprawdę myślisz, że twoja reputacja i kariera coś dla mnie znaczyły? Gdy już będę za granicą, będę miał na wyłączność dwadzieścia aktorek takich jak ty. Zdecydowanie nie tak wygadanych. Zarzucasz mi niewierność i kłamstwo, ale odpowiedz mi, dlaczego tak ci zależy na tym parszywym niemieckim szczurze?! Domyślam się, lecz wolałbym, żebyś ty mi o tym powiedziała. Chcę to usłyszeć z twoich kłamliwych ust. Czy tylko tak cię z dystansu afirmował, czy również z bliska?!
Twarz Andrzeja coraz bardziej czerwieniała od narastającego krzyku. Rozalina nie mogła pozbierać myśli.
– O czym ty…
– Myślicie, że byłem ślepy? Od zawsze czułem, że ty i Hanz macie coś za plecami, lecz nigdy nie miałem wystarczających dowodów. Teraz widzę, że dowód stoi przede mną i zagląda w oczy mojej duszy przez lufę broni! Próbujesz go pomścić, Rozalino!?
Aktorka zauważyła, jak jej dłoń coraz bardziej się trzęsie i tym samy wprawia w drgania broń. Nie potrafiła spojrzeć prawdzie w oczy. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. To on był zły i to jemu należała się kara.
Ta chwila szoku spowodowała, że kobieta nie zauważyła w porę zbliżającego się Andrzeja. Poczuła mocne uderzenie po gładkich dłoniach. Broń spadła na ziemię, a za chwilę otyły Polak powalił na ziemię aktorkę. Próbowała dosięgnąć broni, lecz napastnik ponownie okazał się szybszy – podniósł z ziemi colta i wycelował w leżącą kobietę.
– Naprawdę wielka szkoda, Rozalino. Miałabyś może szansę na bycie osobistą aktorką w teatrze mojego życia, lecz twój akt zaraz się skończy.
– Nie tak prędko! – krzyknęła zadyszana Walentyna, która widziała już scenę rozgrywającą się w podziemiach teatru, kiedy wskakiwała pędem na ostatnie stopnie schodków.
– P-pani detektyw! – wykrztusił z siebie policjant, który trwał przy wejściu do korytarza. Wyciągnął dłoń, aby zatrzymać kobietę, gdy nagle poczuł, jak zimna, twarda rękojeść pistoletu trafia go w głowę. Policjant runął jak kłoda. Andrzej stanął jak wryty. Zamieszanie pozwoliło Rozalinie wstać i cofnąć się jak najdalej.
– Brakowało tu jeszcze pani, pani Walentyno! Jak idzie śledztwo? – rzucił szyderczo Andrzej.
– Jak widać, właśnie się zakończyło, panie Andrzeju. Dziś już starczy grania i udawania. Pójdzie pan ze mną i odpowie za swoje występki!
Inwestor dopiero teraz zauważył, że Walentyna trzyma srebrny, zdobiony pistolet wycelowany prosto w niego. W pierwszej chwili poczuł, jak żołądek podskoczył mu do gardła.
– Widać pani też postanowiła się odwołać do przemocy. Mogłem się tego spodziewać. Niestety, muszę panią rozczarować, ale jutro rano mam spotkanie i nie mogę dłużej tu zabawić.
Walentyna czuła desperację Andrzeja. Był nieobliczalny, ale nie mogła pozwolić mu odejść.
– Dołączy dziś pani do swojego męża. Tęskniła pani za nim, prawda? – powiedział Andrzej i mocniej zacisnął rękę na colcie.
– Niech pan nie mówi o moim mężu, nie dam się wytrącić z równowagi. To może kiedyś zadziałałoby, lecz nie teraz. Nie chciałby, żebym teraz traciła nad sobą kontrolę. Pan natomiast utracił właśnie wszystko.
Andrzej nagle poczuł na sobie parę drobnych rąk pchających go w stronę pani detektyw. Kątem oka zauważył, jak Rozalina upada tuż za nim na ziemię. Andrzej, tracąc równowagę, oddał strzał w kamienną podłogę. W tym samym czasie wypalił colt Walentyny. Ogromna chmura kolorowego brokatu buchnęła Andrzejowi prosto w twarz. Rozgrzane drobinki dostały się głęboko do jego nosa, gardła, podrażniły oczy. Osiadły na całym jego rozepchniętym, choć eleganckim garniturze. Andrzej legł na ziemię i zaczął wydzierać się w niebogłosy, podczas gdy Walentyna szybkim susem dopadła Rozaliny i podniosła młodą aktorkę z ziemi.
– Na komendzie już na nas czekają! – rzuciła Walentyna, pomagając lekko kulejącej Rozalinie. Dopiero teraz zauważyła, że rykoszet z broni Andrzeja zagłębił się w ramieniu jej towarzyszki. Wartka strużka krwi spływała po jej dłoni i kapała na podłogę. Walentyna poczuła ściskający ból desperacji. Wzięła aktorkę pod ramię i razem szybkim krokiem wyszły z teatru, by zaraz pobiec ulicą do komendy na Wallstrasse (obecnie Wały gen. Władysława Sikorskiego).
Wbiegły do nowo wybudowanego budynku. Po chwili wokół nich zebrała się grupa otoczyli policjantów i policjantek. Nadszedł również podkomendant.
– Pani Walentyno, pani Rozalino! Chryste Panie, co się paniom stało?
Rosalinę przejęły dwie policjantki, które od razu zaczęły opatrywać jej ranę.
– Panie sierżancie, sprawę uważam za zamkniętą. Z danych wyjawionych przez współpracownika Andrzeja mogę stwierdzić, że to właśnie on stoi za morderstwem. Ja…
Zanim zdążyła dopowiedzieć, zauważyła, jak Rozalina wyciąga ku niej plik kartek, które zabrała z piwnicy teatru. Jej ręka drżała bardziej niż kiedykolwiek, więc podkomendant szybko złapał za dokumenty. Nastała chwila nieznośnej ciszy, gdy sierżant bacznie analizował przekazane papiery. Gdy tylko otworzył ostatni list, nagle usłyszeli dwóch mężczyzn wpadających na komendę.
– Same się tu… zaprowadziły! Sierżancie proszę je… aresztować! – Andrzej, dysząc, wpadł między tłum i rzucił się ku kobietom, jednak dwóch funkcjonariuszy złapało go za ręce.
– Spokojnie, panie Andrzeju. Pan taki zdenerwowany, że pan świecić zaczął!
Sierżant nie mógł ukryć uśmiechu, który malował się mu na widok czerwonego jak pomidor Polaka w poszarpanym garniturze, obsypanego od stóp do głów brokatem. Nikt z obecnych nie mógł go teraz wziąć na poważnie. Z niektórych gardeł wydobył się kaszel przypominający śmiech.
Tuż za nim stał zrezygnowany policjant, który zdobył się na ostatnią próbę obrony.
– Dobra, koniec tej sceny! Wszyscy się rozejść! Panu Andrzejowi proszę pomóc, a panią Walentynę aresztować za zakłócanie przebiegu sprawy i napaść na funkcjonariusza poli…
– Panie komendancie, a czemu pana nazwisko widnieje w tej tabeli tuż pod imieniem tego pana?
Tego Andrzej obawiał się najbardziej. Nigdy nie pomyślał, że ktoś poza jego spiskowcem będzie czytał ich dokumenty. Teraz jednak znali je wszyscy obecni policjanci.
– Zawiedliśmy się, panie Andrzeju. Na panu też, komendancie.
Zrezygnowany Andrzej upadł na kolana. Ciszę, jaka wówczas zaległa, przerwał krzyk bólu Rozaliny, której rana przestawał krwawić. Po chwili aktorka widziała przed oczami formujące się mroczki. Walentyna zdążyła stanąć przy niej i złapać ją za ramię.Rozalina nie widziała już nic.
***
Przez długie ostatnie miesiące Toruń był obarczony ciężarem tamtej dramatycznej nocy w teatrze. Echo tych wydarzeń wciąż pulsowało w jego sercu jak nieme wspomnienie. Gazeta toruńska, z głębokim zrozumieniem dla społecznych emocji, zdecydowała się stworzyć specjalną edycję, by skupić się na historii, która nie tylko wstrząsnęła spokojnym miastem, lecz także zmieniła je na zawsze.
Rozmowa z detektyw Walentyną, główną postacią tego niezwykłego śledztwa, odsłoniła przed czytelnikami kulisy zawiłej historii. Rozmowę prowadzono w gabinecie śledczej, gdzie starannie ułożone teczki, zdjęcia i mapy odtwarzały proces dedukcji. Detektyw podzieliła się swoimi myślami na temat spotkania tamtego feralnego dnia z Rozaliną, opisując subtelne sygnały, które skłoniły ją do zainicjowania tego niezwykłego śledztwa. Wnikając w szczegóły każdego kroku swojego dochodzenia, detektyw pozwoliła czytelnikom przeżyć każdą chwilę tej emocjonującej podróży przez labirynt teatralnych kulis. Szczegółowe opisy miejsc, w których rozgrywały się kluczowe rozmowy oraz atmosfera dramatu za kulisami przywracały do życia śledztwo, ukazując, że prawda często kryje się w najmniej oczekiwanych miejscach. Artykuł mówił również o relacji między detektyw a aktorką, przedstawiając rozmowy prowadzące do odkrycia spisku jako skomplikowaną taneczną sekwencję, w której każdy krok był starannie przemyślany.
W finale artykułu Walentyna stała się bohaterką nie tylko miasta, ale i czytelników. Jej niezwykłe umiejętności dedukcyjne, połączone z nieustraszoną determinacją, uczyniły ją symbolem walki o sprawiedliwość. Gazeta chwaliła ją za odwagę w demaskowaniu mrocznych tajemnic teatru i ukazywaniu prawdy, nawet gdy ta była ukryta głęboko za kulisami.